Piękna jak jej bohaterowie. Historia modeli DB Aston Martina

Budzące zachwyt swoim wprost bezbłędnym stylem i uznanie wysokimi osiągami modele DB2, DB5 czy najnowszy DB11 to absolutna kwintesencja Aston Martina. Łączące blichtr Jamesa Bonda, komfort zachęcający do transkontynentalnych podróży i sportowe osiągi modele z linii DB są prawdziwą perłą w świecie motoryzacji.
Aston Martina w znanej nam formie zawdzięczamy nie tyle jego założycielom, Lionelowi Martinowi i Robertowi Bamfordowi, co człowiekowi, który przejął tę firmę w 1947 roku i zbudował z niej jedną ikon motoryzacji. Tym człowiekiem był brytyjski przemysłowiec David Brown. Właścicielem podupadającego (już kolejny raz) Aston Martina stał się w jakże brytyjski, ekscentryczny sposób.
Napotkał na niewielkie ogłoszenie w gazecie The Times, które tajemniczo informowało o możliwości zakupu "biznesu motorowego wysokiej rangi". Zaintrygowany skontaktował się z ówczesnymi właścicielami firmy, którzy mogli się pochwalić przed nim jedynie zbudowanym jeszcze przed wojną, wyglądającym trochę jak Warszawa M-20 w kreskówkowym wydaniu, prototypem o nazwie Atom. Brown był pod takim wrażeniem tej konstrukcji, że z miejsca zakupił całą firmę za 20 500 funtów.
Źródło: Aston Martin
Era Davida Browna
Osobliwy Atom był ucieleśnieniem przedwojennego Aston Martina, który ze specjalisty od małych i surowych wozów sportowych miał ambicję przeistoczyć się w producenta reprezentacyjnych wozów GT, które będą pożądać piękni, młodzi i bogaci tamtych czasów.
Pierwszym efektem tych ambicji był zmontowany jeszcze z przedwojennych części i nowego silnika autorstwa samego W.O. Bentleya model nazwany po prostu "2-Litre Sports". Dzisiaj funkcjonuje pod nieoficjalną nazwą DB1, bo to właśnie z niego wywiódł się zaprezentowany po raz pierwszy wiosną 1950 roku na targach motoryzacyjnych w Nowym Jorku Aston Martin DB2.
Atrakcyjne coupe z miejsca okazało się tak wielkim hitem, że niewielkie warsztaty produkcyjne w Newport Pagnell nie nadążały z realizacją zleceń. David Brown osiągnął swój cel – ściągnął do marki nowy typ klientów: możnych elegantów, którzy cenili sobie styl, komfort i osiągi. Marka przez cały czas pozostawała jednak blisko swoich tradycji sportowych. DB2 okazał się zręcznym zawodnikiem, który już cztery miesiące po swoim debiucie zdobył dwa pierwsze miejsca w swojej klasie w 24-godzinnym wyścigu Le Mans. W swojej długiej i udanej historii, która trwała aż do 1959 roku, parokrotnie modernizowany DB2 wygrał także swoją klasę w rajdzie Monte Carlo.
Już w połowie lat 50. Aston Martin miał już model dużo lepiej przygotowany do wyścigowych wyzwań: wyprodukowany tylko w pojedynczych sztukach, przeznaczony ściśle na tor wyścigowy model DB3. Prawdziwym następcą DB2 miał być dopiero zaprezentowany w 1958 roku na targach w Londynie DB4. I był to godny następca: kolejny wielki sukces Davidowi Brownowi przyniosło eleganckie GT z pięknym nadwoziem zaprojektowanym przez włoskie studio projektowe Carrozzeria Touring. Tak jak zawsze układała się współpraca pomiędzy krawcami z Savile Row a Neapolu, tak i tutaj to partnerstwo było efektem naturalnego zrozumienia i przyniosło wspaniałe efekty.
Źródło: Aston Martin
Era Jamesa Bonda
Źródło: Aston Martin
DB4 przeszedł przez całe lata 60. konsekwentną ewolucję naznaczoną odsłonami DB5 i DB6, które przyniosły odświeżony projekt nadwozia, dodatkowe wygody i większą moc rzędowego silnika (ostatecznie 285 KM). Choć DB5 był produkowany stosunkowo krótko – przez dwa lata zdążono zbudować tylko nieco ponad tysiąc egzemplarzy – to bez wątpienia pozostaje po dziś dzień jednym z najsłynniejszych w historii modeli noszących inicjały Davida Browna. Stało się tak za sprawą kolejnej postaci, tym razem wyimaginowanej. Światową sławę temu modelowi – jak i całej marce – przyniósł występ u boku Jamesa Bonda w filmie Goldfinger oraz wielu z jego kontynuacji.
DB6 od swojego poprzednika różnił się on tylko paroma szczegółami. Na prawdziwy przełom trzeba było poczekać jeszcze chwilę, do roku 1967, gdy równolegle zaczął być produkowany zupełnie nowy model DBS. Jego nowoczesne nadwozie nie przypominało żadnego innego Aston Martina do tej pory, a po dwóch latach produkcji pod jego maskę zagościł przełomowy dla marki silnik V8 autorstwa polskiego inżyniera Tadeusza Marka.
Rewolucja z Mille Miglia w tle
Źródło: Aston Martin
DBS nie uratował jednak firmy przed problemami finansowymi, które dopadły brytyjską manufakturę w obliczu kryzysu naftowego początku lat 70. W roku 1972 drogi Aston Martina i Davida Browna się w końcu rozeszły. Wraz z jego odejściem z firmy zniknęły na długo modele z inicjałami DB w nazwie. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że zniknął też dobry duch firmy. Podobnie jak przed przybyciem Davida Browna, tak i teraz firmę trapiła seria bankructw, z których wybawiali ją kolejni milionerzy-zapaleńcy.
Co ciekawe, znamienny zwrot w historii Aston Martina nastąpił podczas… Mille Miglia. To właśnie w czasie trwania tego rajdu w 1987 roku hrabina Maggi – córka jednego z Czterech Muszkieterów, którzy zorganizowali pierwszą edycję tego wyścigu sześć dekad wcześniej – przyjęła w swoim domu pewnych ważnych gości. Wśród nich był ówczesny właściciel Aston Martina Victor Gauntlett jak i Walter Hayes, wiceprezes Forda w Europie. Ich rozmowa była brzemienna w skutkach: jeszcze pod koniec lat 80. ten gigant motoryzacji wykupił część znów podupadającej brytyjskiej firmy.
W 1994 roku ukończył budowę nowej fabryki w Bloxham, z której rok później zaczęły zjeżdżać pierwsze egzemplarze zupełnie nowego modelu. W nadziei na powrotu marki do jej złotych czasów nazwano go DB7. Ford chciał tym gestem pokazać, że zaczął tam, gdzie skończył David Brown. Już w 1998 roku zbudowano dwutysięczny egzemplarz DB7, a w 2002 – sześciotysięczny. Dla niewielkiej marki był to wielki przełom.
Aston Martin potwierdził swoją pozycję jednego z liderów segmentu superaut wraz z kolejnymi atrakcyjnymi modelami: sportowym Vanquishem i mniejszym Vantagem. Sercem marki niezmiennie pozostawał pozycjonowany pomiędzy nimi model z serii DB, teraz już DB9. Awans o dwa numerki w nazwie miał pokazać, że konstrukcja ta nie poszła o jedną, a wręcz o dwie generacje do przodu.
Gdy Ford postanowił pozbyć się swoich luksusowych marek – w tym i Aston Martina – w 2007 roku, ta brytyjska marka utrzymała się w rękach prywatnych inwestorów w decydującej mierze właśnie dzięki sukcesowi tego kolejnego, bosko pięknego z modeli DB.
Te dwie literki po raz kolejny przypomniały o sobie w roku 2015, gdy zjawiskowy DB10 wystąpił w epizodycznej roli w filmie Spectre jako służbowy wóz Jamesa Bonda. Epizodyczna była także rola tego modelu w historii Aston Martina: zbudowano tylko dziesięć sztuk tego wyjątkowego model.
Teraz, po latach zawirowań wokół właścicieli – niechlubnej tradycji Aston Martina – ta wspaniała i zasługująca na sukces firma ustabilizowała swoją sytuację pod wodzą bardzo ambitnego i zaradnego prezesa, Brytyjczyka Andy’ego Palmera. Kondycję firmy najlepiej oddaje oczywiście kunszt kolejnego z modeli z DB w nazwie – teraz już DB11.